Męża szukaj w bibliotece, teatrze albo muzeum. Nie znajdziesz go przy kieliszku – w barze czy na dyskotece. Internet wykluczony? Czy babcine rady zachować w pamięci, czy raczej w anegdotach? Gdzie miłości skutecznie szukało się kiedyś, a gdzie poszukuje się teraz miłości?
Niezależnie od tego, czy wierzymy w przeznaczenie i pisane sobie połówki jabłka, czy zdajemy się na przypadek i los, pamiętać warto, że szczęściu trzeba pomagać. W końcu kto szuka – ten znajduje. A że w miłości (i przede wszystkim: w trakcie jej poszukiwań!) wiele chwytów jest dozwolonych, żadnego miejsca z góry przekreślać nie można. Nawet, jeśli jest wirtualne.
Kiedyś – ogłaszano się w gazecie
Szukanie związku w Internecie – dla desperatów, osób w sytuacji beznadziejnej, życiowych fajtłap, ewentualnie dziwaków, szukających nie miłości, a wrażeń. To bardzo popularne opinie o stronach czy randkowych aplikacjach.
W podobny jednak sposób – na odległość, poprzez media (choć inne) – ludzie poszukiwali się już wiele lat temu. Spójrzmy chociażby na anonse, które zamieszczane były w przedwojennych gazetach: „Kulturalny, materjalnie niezależny pan, pragnie poznać interesującą młodą panią”; „Kawaler bez nałogów, szczery, uczciwy z mieszkaniem, lat 36, 180 cm, pragnę założyć szczęśliwą katolicką rodzinę – ślub kościelny; pozna uczciwą, szczerą i niepalącą panią w wieku 28-45 lat”; „Dzierżawca Folwarku, trzydziestopięcioletni, separowany, bezdzietny, inteligentny, poszukuje żony, posiadającej gotówkę lub majątek”.
Miłości (lub życiowej stabilizacji) poszukiwali w ten sposób nie tylko mężczyźni. Równie często pojawiały się ogłoszenia nadsyłane przez kobiety: „Który z samotnych poważnych Panów, napisze do znękanej samotnością niewiasty?”.
Trudno zweryfikować skuteczność takich poszukiwań. Nie sposób również oszacować liczby związków, które rozpoczęły się od zamieszczenia anonsu, a następnie przygotowania na niego odpowiedzi. Nie przeszkadza to jednak w tym, aby i obecnie swoje oferty publikować… np. w Internecie. Bo dlaczego nie?
Teraz? Szukaj miłości w Internecie!
Tak, jak kiedyś większość społeczeństwa czytała gazety, tak teraz ta większość korzysta z Internetu. Poszukiwaczom partnerów oferuje on wiele możliwości: od randkowych stron internetowych czy „zapoznawczych” profili w mediach społecznościowych, po aplikacje na smartfony, dzięki którym można poznać nowe osoby. Wszystko sprawnie i szybko, z każdego miejsca, w którym się znajdujesz. Dodatkowo – z pominięciem nieśmiałości, która często jest przeszkodą w odezwaniu się do osoby, która np. w kinie czy galerii handlowej wpadła Ci w oko.
Wirtualną rozmowę umożliwia np. Tinder – aplikacja, z której codziennie korzystają miliony ludzi na całym świecie. Poszukują miłości, związków, seksu, znajomości, rozrywki, bratniej duszy – ilu użytkowników, tyle potrzeb.
Wcześniej przerzucało się więc strony w gazetach, poszukując najciekawszego ogłoszenia w kolumnie towarzyskiej. Teraz przerzuca się zdjęcia – w prawo (na znak zainteresowania), w lewo (jako jego brak). Powierzchowne? Trochę tak. Jeśli jednak obie strony są sobą zainteresowane – tworzy się para („It’s a match!”). Wówczas się zaczyna: możliwe jest rozpoczęcie czatu, a bez chociażby krótkiej rozmowy i przełamania wirtualnych lodów do żadnego kolejnego kroku nie dojdzie.
Szukanie bliskości na odległość
Kiedyś związek na całe życie mógł rozpocząć się od anonsu w rubryce towarzyskiej, zamieszczonego w ogólnopolskiej lub lokalnej gazecie. Teraz może zacząć się od wirtualnej rozmowy, która okazuje się tą najważniejszą w życiu.
Jednym z podobieństw jest poszukiwanie na odległość, kolejnym – nieograniczanie swojego pola poszukiwań. Różnicą, wynikającą z technologicznego postępu, jest rodzaj mediów, które wykorzystywane są w celach matrymonialnych. Ostatnimi czasy to Internet uznać można za bardziej „poczytny”.
Podstawą są jednak te same potrzeby, nie zmieniające się wraz z upływem czasu. Ludzie wciąż pragną miłości i bliskości, a żeby je znaleźć – wykorzystują wszystkie dostępne możliwości.